„Dla należycie zorganizowanego mózgu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody”
To oczywiście Albus Dumbledore w Kamieniu Filozoficznym. Bardzo lubię to zdanie, bo jest o sprawczości. Nie musimy pokonywać śmierci, ale dzięki naszym myślom i naszej duszy, nie mamy się czego bać. Czego na nas coś wielkiego, może strasznego, ale czeka!
I gdybym tylko miała połowę tej pewności, większość moich lęków spałaby dziś spokojnie.
Tyle, że w świecie uniwersum Harry’ego nie chodziło tak naprawdę o wiarę. Oni doświadczali obecności zmarłych. Mieli mieli duchy, postaci wychodzące z różdżek, mieli kamień wskrzeszenia. Mieli DUSZĘ! Skoro Voldemort rozdarł ją sobie na siedem części, to musieli ją mieć.
Ja rozumiem, że Harry tęsknił za rodzicami, ale wiecie co?
Oni wiedzieli, że się spotkają!
Harry musiał wiedzieć, że ponownie spotka się z rodzicami, Dumbledore musiał wiedzieć, że będzie miał okazję przeprosić, raz jeszcze, brata i siostrę. Nawet Ci, którzy stracili dzieci, wiedzieli, że muszą jedynie… Przeżyć swoje życie. Wyobrażam sobie jak trudna jest trwająca kilkadziesiąt lat tęsknota, ale ona będzie miała swoje ujście, bo oni rzeczywiście gdzieś są, nie fizycznie, ale są!
A co z nami, Kochani?
No właśnie, tak samo jak wierzącym Katolikom, Buddystom, Muzułmanom i wyznawcom wszystkich innych religii stale zazdroszczę tej wiary.
Ratowałabym się nią teraz, dzisiaj.
Będąc w żałobie i tęskniąc tak strasznie, gdybym miała tylko pół obietnicy, że muszę poczekać, że jak będę dobra i cierpliwa, to znów się w Nią w tulę, znów pogadamy, znów powiem jak bardzo, jak niesamowicie ją kocham, byłoby mi tak lekko.
Nie mam takiej wiary.
Nie wiem czy czy nie jesteśmy tylko zlepkiem komórek z wyjątkowo rozwiniętym mózgiem. Że cała wiara i dusza, to pic na wodę, to coś stworzone, żebyśmy lepiej tłumaczyli sobie świat i mieli się czego bać. Patrzę czasem na listek i mówię sobie, no dawaj. Dawaj, Kochana, porusz nim, no daj mi chociaż tyle, tak mi się wtedy zacznie lekko żyć.
Niestety, znaków brak.
Za to moje towarzyszki: tęsknota, strach, żal i lękówa, trzymają się mocno Bardzo zazdroszczę wiary, która nie musi przychodzić z trudem, bo skoro wiesz, że to nie koniec, to czego tu się bać?
eech, buziaki